Spokojnie sobie degustowałem swoje trunki, kiedy zupełnie przypadkiem spojrzałem na niebo. Które dość szybko zaczynało zachodzić ciemnymi chmurami, niczym dupa Maurena. A to nie wróżyło zbyt pomyślną przyszłość. Szybkim ruchem zakorkowałem butelkę, odłożyłem ją delikatnie na bok. Zerwałem się na równe nogi, stanąłem na tyle wozu i lewą ręką odsłoniłem resztę tylnej płachty. oczywiście prawą trzymając się szkieletu wozu, doświadczonym okiem spojrzałem na niebo, oraz trakt za nami. Skrzywiłem się i to dość wyraźnie, po czym puściłem płachtę i ruszyłem na przód wozu. Po paru krokach znalazłem się za Melkiorem, położyłem mu lewą rękę na prawym ramieniu i powiedziałem:
-Pognaj konie! Jeśli nie zdążymy dojechać do jakiś domostw, to niechybnie utkniemy na trakcie ujebani błotem od stóp do głów..