Czekaliśmy tak prawie całe przedpołudnie, lecz nikt się nie zjawiał. No może oprócz kilku zwierząt, które jak gdyby nigdy nic przyszły sobie do wodopoju by ugasić pragnienie.
-Nuda jak cholera - kolejny raz naszła mnie ta sama myśl, bynajmniej nie związana z pewną elfką, która z racji bycia elfką narażała się na ciągłą adorację ze strony podstarzałych krwiopijców... takie czasy... taka sytuacja...hemoglobina i te sprawy. Truudne sprawy.
Obierając ze słodkich jagód rosnący pod nogami krzaczek czekałem razem z towarzyszami na cokolwiek i to cokolwiek nastąpiło szybciej niż bym się spodziewał. Jagódki się skończły. ;/
Teraz już kompletnie nie było co robić, ale taki już urok polowań.
W międzyczasie mgła opadła a słońce zaczęło pojawiać się na niebie w postaci ledwo kilku przebłysków skutecznie zatrzymywanych przez gęste listowie lasu ponad naszymi głowami.
I nagle pojawiło się coś czego wyczekiwaliśmy ludzie głosy i śmiech. Ktoś tutaj szedł i była to większa grupka ludzi.
Na przeciwnym brzegu źródełka pojawiła się szóstka mężczyzn niosąca jakieś tam pakunki i kilka ociekających krwią worków. Dodatkowo jeden z nich niósł na ramieniu cały sarni udziec, odrąbany od ciała zwierzęcia z fragmentem miednicy, który poruszał sie przy każdym kroku.
Kłusownicy podeszli do namiotu, ściągnęli płaszcze, łuki i niesione przez siebie tobołki i zajęli się swoimi sprawami. Jeden poszedł opłukać twarz w źródełku, dwóch rzuciło się na jakieś tam skóry, a inny znowu poszedł w krzaki załatwić potrzeby fizjologiczne. Zebrane po drodze liście demaskowały, którą czynność zamierza wykonać. Ostatni zaczął skórować przyniesioną przez siebie nogę i prawdopodobnie szykował się do przyotowywania posiłku.
Nie wiedział jednak, że posiłek nie nastąpi... <buhahahahah>
6x Bandyta//: Opisywać to ładnie, bo nie będę akceptował.
//: Nie zabijamy hurtowo tylko pojedynczo.
//: ÂŻeby zaraz nie było, kłusownicy są oddaleni od nas od 10 do 50 metrów. Więc wszyscy pozostają w zasięgu perfekcyjnego trafienia.