W czasie, gdy moi towarzysze rozmawiali ja milczałem. Wychodziłem z założenia, że jeśli nie wiem o czym mowa, a nie wiedziałem, nie odzywam się. Powoli wychodziliśmy z tuneli, gdy usłyszeliśmy charakterystyczne klapanie dziobem. ÂŚcierwojady. Pomyślałem. I myśl ciałem się stała. Z jednej z jam wyleciało całe stado tych dzikich ptaków.
Rzuciłem do towarzyszy:
- Chcą nas otoczyć. Zaatakuje te z prawej strony.
Zacząłem działać jak automat, jak maszyna. W mgnieniu oka miałem już miecz w pogotowiu. ÂŚcierwojady nie kazały na siebie długo czekać. Całe stado ruszyło jak jeden mąż do ataku. Nie wiedziałem jak sobie radzą moi współbracie i co dokładnie robią "ich" ścierowojady, ale moje to byli przeciwnicy najwyższego sortu.
Rzuciły się na mnie niemal jednocześnie. Przyjąłem postawę obronną. Pierwszy ścierwojad przybył w ułamku sekundy. Chciał mnie klapnąć dziobem. Jednakże ja byłem szybszy i poziomym cięciem trafiłem śćierwojada w szyję. Wszakże nie trafiłem w tętnice szyjną, ale tymczasowo ptak był wyeliminowany z walki. Dobicie go poprzez przebicie tętnicy szyjnej, było tylko formalnoscią. Drugi był znacznie cwańszy i w czasie, gdy rozprawiałem się z jego towarzyszem on zachodził mnie powoli z boku. Na początku nie zwracałem na niego uwagi, ale charakterystyczne klapanie dzioba podpowiedziało mi, z któej strony mam się spodziewać ataku. W ostatniej chwili udało mi się uskoczyć przed wściekłym atakiem wrednego ptaka. Ustawiłem i czekałęm na atak. Ptak postanowił zaatakować pazurami. Nie zdążył. Obróciłem się i potężnym pionowym cięciem odrąbałęm zwierzęciu głowę. Krew lała się strumieniami.
2/6 ÂŚcierwojad