Jiros zamachnął się kosturem na nadlatującego krwiopijce, który jednak z właściwą sobie owadzią zwinnością uniknął ciosu wzbijając się wyżej i przelatując nad kijem. Teraz droga pomiędzy jego żądłem, a człowiekiem była całkiem czysta. Zaatakował ramię Jirosa, lecz nie mógł wiedzieć że ten zna jeszcze kilka ciekawych sztuczek. Mężczyzna wykorzystał siłę umysłu i telekinezą odepchnął owada od siebie. Zdezorientowany i rozjuszony krwiopijca zabzyczał wściekle i ponownie poleciał na człowieka. Jiros wymachując kosturem trzymał go na dystans i nie pozwalał mu się zbliżyć. Jiros machał i machał, aż wreszcie któreś z uderzeń trafiło przeciwnika w skrzydło i wybiło z rytmu. Drugie uderzenie z góry strąciło go na ziemie, a trzecie dobiło. Zwycięski wojownik odwrócił się w stronę bramy, z której przyszedł... I usłyszał, że jego przeciwnik jeszcze słabiutko bzyczy. Potrzebne były jeszcze dwa ciosy kosturem, by owad wyzionął wreszcie ducha.