Sado westchnął. Zaczęło się. Czekał długo, zbyt długo. Chęć zabijania trochę opadła, tak jak głód maleje, gdy żołądek przyzwyczaja się do pustki. Jednym ruchem wyszarpnął miecz. Miał większe doświadczenie w walce w locie od większości zebranych, będąc niegdyś draconem, ale teraz okoliczności był całkiem inne, poza tym ciało nie pozwalało mu już na swobodne ataki. Nie mógł sobie pozwolić na atak szaleństwa podczas lotu, to było zbyt niebezpieczne. Pół godziny, Sado. Pół godziny ciągłego zabijania bez wariactw. Potem może mnie wziąć z nawiązką - powiedział w myślach do samego siebie. Mimowolnie uśmiechnął się półgębkiem, wspominając czasy sprzed jakichś 40 lat.
Pierwszy przeciwnik już nadlatywał, tuż z przodu. Delikatnie szarpnął za pasy, zmuszając ptaka do przechylenia się a lewo. W ten sposób wystawił się jedynie na atak z jednej strony. Jaszczur był tuż-tuż. Mężczyzna obrócił tułów w odpowiedniej chwili i wyprowadził lekkie uderzenie. Klinga miecze - wedle planu - ześlizgnęła się po pazurze, a następnie odbiła na bok. Ostrze bez problemu przecięło nogę stwora, zahaczając jednocześnie o podbrzusze. Trysnęła krew, zalewając białe włosy Sada brunatną barwą. Mężczyzna nawet się nie wzruszył. Bez problemu powstrzymał się od zlizania strużki posoki ściekającej mu po policzku obok warg. Szarpnął mocniej, każąc ptakowi zawrócić. Jego przeciwnik nadal nie był martwy. Odcięta kończyna i dotkliwa rana pozbawiły go odpowiedniego balansu i siły, ale daleko mu było do zdechnięcia. Dawniej Sado wyciągnąłby dłoń, wypowiedział formułę zaklęcia pirokinezy i spalił wroga. Teraz skazany był na ten żałosny miecz, swoje wątłe zdolności i jedyne, na czym mógł polegać - doświadczenie i intuicję wojownika. Gdy zawrócił, zobaczył wycofującego się stwora. Od razu na pomoc przybył mu następny. Obie bestie zawróciły, szykując się do ataku, jedna od lewej, druga od prawej. Sado pociągnął pasy, przechylając się w lewo, prowokując tym samym wrogów do delikatnej zmiany torów lotu. Gdy byli już dostatecznie blisko, szarpnął za silnie za pasy, podrywając ptaszysko w górę i odrobinę w prawo. Zdezorientowane jaszczury nie wiedziały, co zrobić. Mężczyzna pochylił się w dół i cięciem miecza rozdarł całkiem skrzydło rannego potwora, który natychmiast zaczął spadać. Został jeszcze jeden. Natychmiast zawrócił, chcąc odegrać się za kolegę. Podleciał blisko ptaszyska i jego jeźdźca. Sado specjalnie zwolnił, czekając na tę okazję. Ptaszysko trzepnęło jaszczura ogonem prosto w jego durny łeb. Bestię odrzuciło od uderzenia na bok. Mężczyzna zawrócił i ciął między oczy, nim jaszczur zdążył całkiem dojść do siebie. Powolną reakcją udało mu się jednak wykonać drobny unik. Ostrze zmiażdżyło oko i rozpruło część łba. Sado natychmiast uniósł miecz, odchylił się i wyginając niewygodnie rękę, wbił klingę w grzbiet stwora. Szarpnęło nim z powodu przeciwnych kierunków lotu. Gdyby nie trzymał się pasów, spadłby bez wątpienia. Szarpnięcie samo wyciągnęło miecz z cielska potwora, który zaczął zlatywać w dół. Sado pokiwał głową, uśmiechając się do siebie. Kazał ptakowi zlecieć w dół, a sam zaczął wypatrywać kolejnych wrogów, żeby nikt nie zaskoczył go od tyłu.
18/50
Walka bronią sieczną 50%