Autor Wątek: Przygody bezimiennego bohatera i " ÂŚwiątynia Herga "  (Przeczytany 2272 razy)

Description:

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Offline Ptaszeczek

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 10
  • Reputacja: 0
Przygody bezimiennego bohatera i " ÂŚwiątynia Herga "
« dnia: 22 Sierpień 2008, 16:46:17 »
Przygody bezimiennego bohatera i " Grota Herga "

--> A to wszystko ma miejsce 10 lat po wydażeniach z Gothic'a 3.

                                            " Prolog "

\\\ Chwila po ostatniej rozmowie z Innosem w klasztorze Nordmarskim /// :

Bezi: Innosie, twoja wola została spełniona, Zuben, król Assasynów nie żyje, a orkowie zostali wraz z ich przywódcą raz na zawsze przegnani.
Innos: Dziękuję ci, w zamian za to, pozwolę ci ujżeć w przyszłość...

... 2 minuty pózniej ...

Bezi: Aaa... ja... spać mi sie chce... Innosie, czemu mi sie robi słabo? ja chyba zasypiam... - Pomajaczył chwilę i padł na ziemię jakby wypalił kilka łodyk najmocniejszego bagiennego ziela.
Innos już po zaśnięciu bezimiennego: Wypełniłeś moją wolę synu, przegnałeś z tego świata pomiot mego najgorliwszego wroga, Beliara, i teraz należy ci się odpoczynek... zostaniesz obudzony w swoim czasie, jeżeli znów będziesz potrzebny... tak jak każdy z moich poprzednich synów...

 
\\\ 10 lat pózniej  /// :
 
                  EPIZOD I

                                      Rozdział I - " Witamy ponownie! "

Bezimienny się obudził. Pytanie tylko gdzie? a to ciekawe, bo znajdował się na wyspie Khorinis, a konkretnie na środku ścieżki prowadzącej z miasta Khorinis do gospody pod " Martwą Harpią ".
* Co jeesst? gdziee ja jestemm hrhmm... Przecież to... Khorinis... co ja tu robie na tej ziemi... do diabła, gdzie jest mój miecz i pancerz... przecież doskonale pamiętam, że jeszcze na Kontynencie miałem pancerz paladyna i miecz Gniew Innosa...*
Była godzina 14.20. Bezi wygrzebał się z ziemi i postanowił pójść się rozejrzeć i poprzypominać sobie stare miejsca. Najpierw poszedł do pobliskiego lasu, znajdującego się koło murów miejskich, a potem ścieżką prowadzącą do miasta, gdzie kiedyś stał niejaki Mika...
* O, pamiętam że kiedyś było tu trzech strażników...*
Bezi postanowił pójść do miasta, lecz przed wejściem odrazu został zatrzymany przez straże:
strażnik bramy: zaczekaj.
bezi: co?
strażnik bramy: coś ty za jeden i czego szukasz w tym wspaniałym miasteczku, mhm??
bezi: wiesz... sam nie wiem jeszcze co ja tu robie, przedchwilą obudziłem się na końcu tej ścieżki i chciałem wejść...
strażnik bramy: coo??? takie bajki to ty możesz sobie opowiadać swoim ścierwojadom... zjeżdzaj wariacie bo pocharatam ci buzkę!
bezi: ale...
strażnik bramy: ciągle tu jesteś? dobra, to to teraz załatwię tą sprawę do końca...
Strażnik bramy wyjął miecz i ruszył na bezbronnego beziego. Oczywiście powalił go dwoma ciosami swojego jednoręcznego " kótkiego miecza straży "...
strażnik bramy przeszukał beziego i zajęknął pod nosem " ty biedaku, nawet złota nie masz...", a nstępnie odszedł spowrotem na swoje stanowisko.
Bezi potramosił się trochę na ziemi i wstał.
* Ehh... mam tego dość ! idę... na właśnie, gdzie mam pójść??? może odwiedzę, chociaż nie, odpada.. a może jednak? dobra, raz kozie śmierć. Pójdę na starą farmę tego grubego " Onara ", może jeszcze stoi, może mnie przyjmą na kilka nocy...wolne łóżko w stodole chyba się znajdzie dla takiego przybłędy jak ja...*
Bezimienny porozmyślał chwilę, a następnie ruszył prosto w stronę Majątku Ziemskiego. Po drodze znalazł jakiś stary miecz oraz kilka łatwych do pokonania potwórów. Walcząc ze ścierwojadami, goblinami, kretoszczurami i innymi paskudztwami czającymi się po ścieżkach, szybko się zorientował, że znowu jest słaby, że czuje się, jak po wizycie w świątyni śniącego, albo jeszcze przed wrzuceniem za barierę..
* Co jest? chyba musiałem walnąć z 10 razy w tego ścierwojada, żeby go zabić... i to się jak zmachałem... jestem słaby jak drut... nie wiem co się działo przez ten czas, kiedy mnie nie było, i ile to trwało, ale będe musiał bez względu na wszystko zacząć od nowa. Może znajdę jakąś pomoc w majątku ziemskim.. zobaczymy*
Bezi w końcu dotarł przed progi majątku. Zobaczył przed sobą wojowników, ubranych w podobne pancerze jak szkodnicy z byłego nowego obozu za czasów koloni. Jednak pancerze troszke się różniły, na przykład miały w przeciwnieństwie do tamtych torby na plecach...
Bezi podszedł do jednego z nich a ten zaczął mówić:
Jorgan: hola hola... nie tak prędko przybłędo.
bezi: co jest ?
Jorgan: Onar wynajął nas z dwóch powodów. Mamy pilnowac porządku na tej farmie oraz tych pomniejszych, dotyczy to też wieśniaków, więc radzę do nich nawet nie podchodzić, a po drugie mamy odganiać każdego członka straży królewskiej, jaki się tu przypałęta. To ostatnie sprawia nam wielką frajdę, gdyż lubię razem z chłopakami dawać po mordach tym szumowinom. Ah.. troszkę się zagadałem... przepraszam. A co do ciebie mój przyjacielu... czego tu szukasz? i kim ty wogóle jesteś? nigdy cie tu wcześniej nie widziałem...
bezi: dopiero co tu przybyłem... ostatnio byłem w tym miejscu... sam nie wiem kiedy... poczekaj, a wy od kiedy tu jesteście, to znaczy... jak nazywa się wasza " gildia " ??
Jorgan: grupa SO , czyli w skrócie Strażnicy Onara. Tak nas nazywają ci wszyscy tutaj od lat...
bezi: Od lat?? ile tu już jesteście?
Jorgan: NIewiem, niepamiętam. Jedyne co pamiętam to coś tam że Onarowi uciekli jacys najemnicy z farmy pod wodzą Lee, którzy niby wcześniej pełnili naszą robotę, a potem te strażnicze szumowiny przychodziły i rozkradały wszystko co się da... no i Onar szukał ludzi do ochrony.
Należeliśmy kiedyś, mówię o naszej całej grupie, do takich ot. żołnieży. Było tak nas około pięćdziesięciu. Potem zebraliśmy się wszyscy, i postanowiliśmy opuścić kontynent. Jedyne miejsce jakie się nasuwało na cel to oczywiście nic innego jak Khorinis. Wiesz, wkurzało nas to ciągłe użeranie się ze strażą królewską, były też inne powody ale ty nie musisz ich wiedzieć... dobra, powiedziałem ci już tak za dużo...
bezi: kontynułuj.
Jorgan: no i co kontynułuj, nie ma co mówić... wkrótce potem jak tu dotarliśmy to dowiedzieliśmy się że Onar szuka ludzi do ochrony no to poszliśmy na to. I tak sterczymy tu do dzisiaj... nie wiemy co będzie w przyszłości. Narazie żyjemy tutaj bez planów, Onar nam płaci, a my bierzemy co nam los daje. Aha, pytałeś się ile lat? no, może będzie już z ... 8? albo nawet 9? nie pamiętam już dokładnie..
bezi: COO??? 9LAT!!??
*No to super. 9 lat mnie nie było na tym świecie, z tego wynika...*
Jorgan: No to co? wchodzisz wreście czy nie ?
Bezi: Już idę,idę.
Bezi wkroczył na teren farmy, pochodził trochę po posesji, porozglądał się, zobaczył co sie zmieniło od jego ostatniej wizyty, a to było tak dawno temu...
Kiedy poszedł w kierunku kuzni, zobaczył kowala..., kowal był dość stary, miał siwą brodę, siwe włosy, ledwie stał na nogach przy tym kowadle.
* O matko... czy to... Benet??*
Bezi podszedł do kowala i zaczął rozmowę:
Bezi: Witam.
Benet: Ehmm... Czego chcesz?? Zaraz, zaczekaj no chwilkę... to naprawdę... nnie no skąd, przepraszam cię za to przedstawienie, ale myślałem że...,
bezi nagle wtrącił: że ja to twój stary kumpel z Esmeraldy!!!
Benet: Nie no nie gadaj, to naprawdę ty?? Ja nie mogę... co ty tu robisz, tak wogóle co ci się stało?? wyglądasz jakoś...
bezi: wiem że wyglądam jak obdarty szarlatan...
Benet: No dobra, mam czas, tak czy siak miałem sobie zrobić przerwę od kucia to możemy usiąść i pogadać.
Bezi i Bennet poszli usiąść na pewną ławkę z boku kuzni...
Bennet: Opowiedz mi wszystko, proszę.
Bezi: Słuchaj, dokładnie dzisiaj, kilka godzin temu, obudziłem się gdzieś na środku ścieżki prowadzącej z tej farmy do miasta, tam na zakręcie, zaraz przy tych schodkach do lasu koło murów miejskich, kojażysz może? No i co , to wszystko... do miasta mnie nie chcieli wpuścić to przyszedłem do was. Jestem goły, nie mam ani krzty złota ani niczego innego, jedynie znalazłem po drodze ten stary, zardzewiały miecz...
Bennet: A to ci dopiero numer... a co robiłeś przedtem, jeszcze zanim się znalazłeś tutaj?
Bezi: Jedyne co pamiętam, to wielką kaplicę Innosa w klasztorze w Nordmarze, no i oczywiście wszystko co działo się wcześniej też. Jednak kaplica była ostatnia. Dalej już nic nie pamiętam.
Bennet: No cóż... ja nie chcę być zbyt wścipski, więc nie będę ci już zadawać więcej pytań. Jak byś coś chciał, to zawsze możesz wpaść do mojej kuzni i mnie pomęczyć, rozumiemy się?
bezi: Jasne.
Był już zmrok. Bezi poszedł do domu Onara, żeby załatwić sobie jakieś wolne łóżko, ale oczywiście został zatrzymany przez strażników " SO " przy wejściu do głównego budynku.
Strażnik pawilonu:  A ty to dokąd, jeśli łaska zapytać??
Bezi: chyba do domu oczywiście, nie?
Strażnik pawilonu: tak? a dokładniej?
Bezi: co masz na myśli mówiąc " dokładniej " ?
Strażnik pawilonu: to, czy chcesz iść do ONARA czy naszego SZEFA!
Bezi: Spokojnie, ja chciałem tylko się zapytac jakiegoś gospodarza, czy mają wolne łóżko... chciałbym tu przenocowac jeśli można.
Strażnik pawilonu: Czekaj, sam się pójdę spytać... zaraz będę.
Dość porywczy i zdenerwowany strażnik poszedł do domu, a po około trzech minutach wrócił:
Strażnik: Dobra, masz tam w stodole pierwsze od lewej przy ścianie. A teraz spadaj mi stąd zanim wyjdę z siebie!!
Bezi odrazu po usłyszeniu dobrej nowiny poszedł do swojego łóżka i zasnął.

                                  ***

Nastał poranek. Bezi obudził się, wytargał ze swojego łóżka w stodole i wyszedł sobie pochodzić po placu na farmie. Widział tam farmerów, najemników SO, owce i tym podobne. Nagle z głównego domu wyszedł jakiś potężnej postury facet, odziany w podobną zbroję co najemnicy, lecz wyglądała na cięższą i mocniejszą. Na plecach nosił Dobry Miecz Dwuręczny oraz ÂŁuk Kościany. Facet poszedł ścieżką i wszedł do kuchni. Rozległ się hałas jakby tłukących się naczyń, oraz było słychać jakieś krzyki.
Głos kobiety: AAaaaa!!
Głos męszczyzny: Coo?? co ty mi tu kur** robisz?? Do roboty i to już !!!
( Dzwięk rozwalającego się stołu )
Głos męszczyzny: Weś się uspokój człowieku...
Głos męszczyzny: ... Ale.. co tu się wogóle dzieje !!! ... Dorman, a może deski same się spiłowały co ?? Fernser, może płaskowyż jest już wyczyszczony z potworów co? A przełęcz to już pewnie hops, ani żywego ducha...
Głos męszczyzny: Dobra, idziemy pracować... to była tylko krótka przerwa !
GÂŁos męszczyzny: I ja mam w to uwierzyć? czekaj, ja już powiem Onarowi, cała wasza piątka nie dostanie dzisiaj swojej tygodniówki. DO ROBOTY ALBO WYRZUCÊ WAS NA ZBITE RYJE!!! - to ostatnie zdanie było słychać tak głośno, że aż wszyscy stojący na zewnątrz zadrżeli. Nagle cała piątka najemników wyszła pędem z kuchni, a następnie rozeszli się w swoje strony.
Po nich wybiegł ten potężnie wyglądający człowiek. Zbliżał się do beziego, szedł w jego stronę. Beziemu serce podskoczyło do gardła, chciał już uciekać, człowiek był już metr od niego, ten się obrócił i chciał iść, a człowiek mu położył rękę na ramieniu i powiedział:
Larson: Zaczekaj. Nazywam się Larson.
Bezi przerazliwym głosem: Coo?
Larson: Hm... może chciałbyś dla mnie pracować??
Bezi: Egm.. a co miałbym robić??
Larson: Mógłbyś być moim gońcem.
Bezi: ÂŻe co??
Larson: Daj spokój, myślisz, że to poniżej twojej godności??
Bezi: Nie, nie to miałem na myśli.
Larson: Więc o co chodzi?
Bezi: A kim ty właściwie jesteś, i czemu akurat MI proponujesz tą pracę??
Larson: Powiedzmy, że skądś cię znam. Starczy? A robota jest dobra, dostajesz za każde wykonane u mnie zadanie kasę do ręki i jest dobrze.
Bezi: Hm.. właściwie to przydała by mi się praca... nie mam przy sobie ani sztuki złota.
Larson: No to co? bierzesz to czy mam szukać kogoś innego?
Bezi: No dobra, niech będzie.
Larson: No to super ! witamy w drużynie SO. Masz pancerz godny najemnika, noś go z dumą bo to dobra zbroja.
Bezi: Tak ot. dajesz mi pancerz, przyjmujesz mnie do swojej gildi i załatwiasz mi pracę... musi być w tym jakiś haczyk... i to nie jeden.
Larson. Daj spokój. Wiem kim jesteś. Skąd? Bo mam swoje wtyki, tutaj, na kontynencie... przedemną się nie ucieknie, tak to ujmę.
Bezi: Czyli uważasz mnie jednym słowem za cennego człowieka?
Larson: Dokładnie. Chyba każdy kto cie zna, chciałby cię mieć po swojej stronie, prawda? ale po tylu latach mało ludzi będzie pamiętać ciebie i twoje wyczyny, jednak zawsze znajdzie się garstka ludzi tak jak np. ja, którzy nie zapomną o tym.
Bezi: Dzięki. A jak będzie z moim orężem?.
Larson: Nie ma problemu. Zgłoś się do Dacka, patrz, właśnie stoi na holu w głownym domu. On będzie wiedział że właśnie do nas dołączyłeś i da ci za darmo wyposażenie.
Bezi: Tak zrobię. A jak z wyrzywieniem??
Larson: Na podwórzu zawsze stoi kilku handlarzy, w tym córka Onara, którzy handlują towarami produkowanymi na tej oraz przynależnych farmach.
Bezi: No to dzięki.
Larson: Na razie masz wolność. Jak będę miał dla ciebie zadanie, to odrazu dam ci znać.
Bezi: Oczywiście.
Bezi się zmęczył i poszedł odrazu spać. Gdy wszedł do stodoły, Larson go zatrzymał i powiedział:
Larson: Od dzisiaj możesz spać jak wszyscy najemnicy w pawilonie. Ale pamiętaj!, my zajmujemy tylko prawe skrzydło wraz z piętrem, do lewego lepiej nie wchodz bo Onar jeszcze sie wkurzy i wiesz...
Bezi: Pożyjemy, zobaczymy.
Bezi poszedł do domu, potem na pierwsze piętro, porozglądał się po całym pomieszczeniu i poszedł spać do swojego nowego, wygodniejszego od poprzedniego łóżka. To są ostatnie chwile dobrej passy beziego.

                                               Rodział II - " No i zaczeło się...  "
                                                         
5 minut po północy. Bezi nagle się budzi. Wstaje z łóżka, skrada się po cichu do okna, patrzy, że na powórzu już nikogo nie ma, prócz dwóch najemników pilnujących wejścia do domu oraz jednego stojącego koło kuchni. Wypatrzył też kilku farmerów i najemników stojących trochę dalej, przy wejściu na posesję ( tam, gdzie kiedyś stał Sentenza ).
Nagle coś zachałasowało. Coś, jakby szmer.
* Co to było? ehh.. chyba tutaj ktoś na łóżku się poruszył czy coś.*
Nagle szmer się powtórzył. Do tego coś zaczeło szumieć. Szum narastał, a wraz z nim słowa, jakby dochodzące z parteru, które bezi słyszy: chooooćććć... pierwsze słowo było tak ciche, że ledwie było słyszalne. Bezi myślał że to jakiś wiatr na dworzu wieje czy coś. Nagle znowu szum powrócił, a wraz z nim wyrazne słowa: chooooććć, chooć doo mniee... . Po chwili przestało mówić, ale za kilka sekund znowu szum powrócił w uszach przerażonego beziego, a wraz z nim kolejne ledwo słyszalne szepty: czz... czaaa... czaass zaabiićć... czas zabiiiććcc... czaaa sss..... ..b... c.... - i głos całkowicie ustał. Nagle Bezi zerwał się, dosłownie jakby krwiopijca go w tyłek szczypnął, założył pędem swój " lekki pancerz najemnika " i miecz, a nstępnie wybiegł z pokoju, w którym spał.
Przy okazji obudził kilku innych najemników.
Rozbudzony Najemnik: coo Jest ?? dlaczego mnie obudziłeś co??
Drugi rozbudzony Najemnik: Co tu sie dzieje do diabła? co jemu się stało?
Bezi zbiegł na parter, jakby goniło go stado krwiopijców, po drodze wpadając na Onara.
Onar: Co ty mi tu do licha wyprawiasz? chcesz mnie naprawde wkurzyć? zamiast dziękować mi i swoim gwiazdom do cholery że pozwoliłem ci tu zostać to ty co? budzisz wszystkich i wariujesz już pierwszej nocy.
Bezi: Ale głos!
Onar: Co? jaki głos?? przecież jest kwadrans po północy. Wszyscy już śpią. Więc nie wiem co ci się przyśniło.
Bezi: Ehh.. nieważne. Gdzie jest Larson?
Onar: Przywódca tej najemniczej hałastry, zwącej siebie samych " Straznikami Onara "?? ÂŚpi na parterze, w tym tutaj pokoju ( pokazuje palcem wejście do pokoju, w którym śpi Larson ).
Onar: Jeśli jeszcze raz wytniesz mi tu taki numer gnojku to twoja noga nigdy tu więcej nie postanie, a teraz zjeżdżaj bo ludzie chcą spać!.
Onar: Aha, jeszcze jedno. To, że zostałeś jednym z tych imbecyli, którzy mnie chronią, to nie oznacza, że możesz sobie tu robić co ci się żywnie podoba. Rozumiemy się?
Bezi: Jasne.
Onar poszedł, prawdopodobnie spać, a bezi wtargnął dość hałaśliwie do komnaty Larsona.
Oczywiście wszystkich śpiących pobudził, wraz z Larsonem.
Bezi podbiegł do Larsona i powiedział:
Bezi: Słuchaj... słuchaj mnie.
Larson: Ekhm...uhm.. co się dzieje ?
Bezi: Musisz mi dać lepszy miecz. To naprawde dla mnie ważne !..., ja muszę mieć porządne zabezpiecznie w razie czego.
Larson: Ale tak, w środku nocy wchodzisz tu, zapalasz światło, budzisz mnie i mówisz o tym? Co sie stało, powiedz mi, ja cię wysłucham.
Bezi: Jak spałem to słyszałem dziwne szumy i głosy. A raczej szepty.
Szepty nagle powracają, są to te same - grozne, mordercze i oschłe słowa : ssss.... sshhh... wssszzyyscy muuszząą zzgiinąąćć.... cczaaa....zzaa...cc... - ucichły.
Bezi: Słyszałeś??? SÂŁYSZAÂŁEÂŚ!!!?? - wrzasnął niemal na cały dom.
Nagle słychać tupanie w sufit... najemnicy z piętra wstali, niektórzy z nich byli dość wkurzeni.
Rozległ się łomot, przybiegł Onar.
Onar: EAHH.... MÓWIÂŁEM CI COÂŚ!!... WYNOÂŚ SIÊ STÂĄD !! - Onar złapał beziego za pancerz, i wywalił go z domu. Bezi upadł, i poturlał się ze schodków aż na trawę. Do tego strażnicy bramy wysuneli mu jak leżał kilka kopniaków. Przeszukali go, zabrali wszystkie oszczędności, dodali jeszcze swoje kilka słów:
- Właśnie, wynoś się stąd śmieciu !!, po czym odeszli dalej pełnić swoją służbę.
Bezi potarmosił się na trawie i wstał. Był cały obolały. Jednak Onar może i stary dziad, ale niezle dał popalić beziemu. Do tego strażnicy mu jeszcze dokopali.
* Ehh.. gdzie jest ten zasrany miecz!!!... nie widać nic w tych ciemnościach...*
Bezi do strażników domu: Ej debilu! oddawaj mój miecz !!!
Strażnik: A na co mi ten twój rupieć... idz lepiej pobaw się w chowanego z farmerami.
Drugi strażnik ( z ironią ): Hahaha.. dobre...
Bohater cały dygotał, ze strachu i z zimna, a tutejsze noce nie należą do najcieplejszych.
Na podwórzu było czarno i pusto. Jedynie kiku ludzi przy wejściu na posesję jeszcze coś robiło.
Wiatr był tej nocy trochę silny, czasem nawet porywisty. Bezi po cichu zakradł się w stronę kaplicy, gdzie kiedyś Lee znalazł w niej runę teleportacyjną dla Beziego. Stanął i znowu zaczeły się szumy. Był prawie pewien, że to nie wiatr, tylko te co były przed szeptami. Zakradł się następnie za kapilcę i zobaczył jak drzewa koło starej kaplicy ( tej, co był w niej kiedyś Inubis ) ruszały się, kołysały, a przy tym wielki szelest liści. Do tego dochodziły dwa szumy - wiatru i ten drugi. Bezi stanął jakby zamienił się w posąg, i przyglądał się z daleka tej starej kaplicy i tym, co się dookoła niej dzieje. Po kilku sekundach obserwacji, ruszył w kierunku kaplicy, aż w końcu wszedł w jakieś gęstwiny w lesie. Nagle coś z tyłu zachałasowało. Bezi chciał wyciągnąć miecz, ale szybko się zorientował, że go nie posiada. Nastepnie wziął nogi za pas i wybiegł z lasu. Poszedł trochę przed siebie, i zobaczył, że znajduje się koło młynu. Na szczęscie drzwi były otwarte. W środku leżało pełno siana. Przerażony bezi zatrzasnął drzwi od środka, przy pomocy jakichś stalowych prętów i innych śmieci, a nastepnie poszedł spać.


                                       Rozdział III - " Pierwszy Atak "

Około 6 rano obudził się, chociaz długo nie spał.. prawie wogóle. Ciągle przez całą noc siedział przy drzwiach i wsłuchiwał się w różne podejżane dzwięki z zewnątrz. Nagle poczuł się głodny, przypomniał sobie, że wczoraj nie jadł kolacji, a w dzień także bardzo mało zjadł. Było parę minut po szóstej rano. Bezi wyszedł z młynu należącego do farmy, w którym spał, a nastepnie poszedł brzegiem lasu w stronę farmy Sekoba w celu poszukania jakiegoś pożywienia. W jednym miejscu zerwał z drzewa trochę jabłek, potem natknął się na ścierwojada... Ale nie miał miecza, więc nie mógł mu nic zrobić. Postanowił wrócić na farmę i poszukać zguby.
* Hm... gdzieś tu musi być... *
Nagle patrzy, a miecz leży koło kuzni Benneta. Na farmie jak zwykle ludzie, a to farmerzy, a to najemnicy.
* Ehh.. nie moge się już patrzeć na ten zardzewiały miecz... zbroja narazie wystarcza ale to... *
W końcu po długich namysłach bezi postanowił kupić nowy miecz. No ale skąd wziąść złoto?
 Nagle spostrzegł koło kuzni kufer, stał zaraz obok wejścia do kuchni, po lewej stronie pieca kowalskiego.
* Hm... tak wogóle gdzie jest Bennet? może to dobra okazja na... dobrze, mam jeden wytrych...*
Po chwili beziemu udaje się cudem otworzyć kufer, cudem, gdyż kombinacja była wyjątkowo trudna. Na szczęście nikt go nie zauważył. Wszyscy ludzie byli zajęci sobą i nikt nie patrzył nawet na Beziego. W kufrze znalazł kilka prętów stali, oraz 150 sztuk złota.
* No, może starczy na coś lepszego... *
Po chwili znalazł jednego z kupców, najemnika. Kupił sobie tzw. " niewykończony miecz ", który zadawał 30 obrażeń. Teraz bezi chce wypróbować swój nowy miecz, aby upolować tamtego ścierwojada i zdobyć mięsko na śniadanie. Podczas drogi patrzy w kierunku starej kaplicy Inubisa i wszystko mu wraca do głowy z zeszłej nocy. Przypomina sobie wczorajszą noc. Jednak nie zbacza z drogi i idzie na polowanie. Zabił parę ścierwojadów i polnych besti, po czym poszedł na wprost do farmy Bengara. Zauważył, jak ktoś na posesji rąbie drewno.
* A to chyba ten ciekawy synek Sekoba... ale sie zmienił... wygląda już prawie jak on... *
Bezi wszedł na posesję, ale juz od tyłu zmierzał w jego kierunku jakiś wrogo nastawiony typek.
Podszedł do beziego i puścił mu niezłą gadkę:
wrogo nastawiony typ: A ty to kto, kolejny członek tej hołoty? Mam was wszystkich już po dziurki w nosie, na darmie Onara róbcie sobie co chcecie, ale na tej farmie nie chcę żadnego z was tu widzieć, jasne?
Bezi: Spokojnie, nie chcę ci zrobić krzywdy...
wrogo nastawiony typ: No to sobie pogadaliśmy i możesz już opuścić to miejsce.
Bezi: Bo co?
wrogo nastawiony typ: Bo inaczej będe musiał spuścić ci lanie...
Bezi: No to chodz. ( wyciąga miecz )
wrogo nastawiony typ: Kto nie słucha, musi poczuć. ( wyciąga miecz )
Walkę wygrał Bezi. Dobrze blokował ciosy i powalił farmera. Przeszukał jego zwłoki, znalazł trochę jedzenia, " Topór Drwala ", oraz jakiś dziwny list.
Pobity farmer wstał i powiedział:
wrogo nastawiony typ: Dobra, dobra... wygrałeś.
Bezi: Więc mogę pooglądac farmę?
wrogo nastawiony typ: Tak, tylko mnie nie bij, proszę ( trząsł się ze strachu )
Bezi wszedł do stodoły, gdzie akurat nikogo nie było. Kucnął na podłodze przy sianie i wyciągnął dziwnie wyglądający list. List był zwinięty w rulon i zapieczętowany. Bezi odkleił pieczęć i rozwinął list. W liście pisało:

           ... Złapcie jeszcze tych pozostałych, w tym Malkona i Ferosa. Kryjcie się już powoli. Niedługo będzie tu niezły burdel. Ponoć pojawił się... no wie...  ( w tym miejscu pismo się urywa, jakby ktoś je zdarł, wymazał czy coś )

   UWAGA::: Ten list pod żadnym pozorem nie może trafić w niepowołane ręce !
                    Najlepiej będzie jak upoważnieni odbiorcy po przeczytaniu, zniszczą go.
                                                                                         
               
                         F. i G.

* Hm... dziwnie to wygląda... zaraz pójde wyjaśnić ta sprawę..*
Bezi podszedł do farmera, który posiadał tą wiadomośc, po czym zagadał:

Bezi: Może chcesz mi coś wyjaśnić? Nie mam zamiaru się z tobą bawić, więc mów wszystko tu i teraz, albo pożegnasz się z życiem. I nie żartuję.
Wystraszony farmer: Nie proszę... ehm. chodzi ci o ten list? No przysięgam ci na moją matkę, że 2 dni temu znalazłem go w progu stodoły! Rano się obudziłem, przygotowałem do pracy, chciałem wyjść ze stodoly, bo tam śpimy, a tu patrze w progu list. Miałem go przeczytać, ale nie zrobiłem tego. Zapomniałem. Pieczęć chyba nawet była, co potwierdza słuszność moich słów. Ja naprawde nie mam z tym nic wspólnego!! proszę, nie zabijaj mnie!
* On chyba mówi prawdę... *
Bezi: Dobra, spadaj stąd bo stłukę cię na kwaśną cytrynę...

                                 ***

Jest godzina 23-05 tego samego dnia. Bezi kupił sobie trochę wcześniej nowy miecz i chcąc go wypróbować, rusza na plowanie. Jest już dosyć ciemno i mało widać. Bezi postanowił iść do tkzw. " Północnego Lasu ". Wiedział, że jest tam niebezpiecznie pod względem dużej ilości niebezpiecznych zwierząt, ale nie bał się. Przecież Bezi jest bardzo odważny :)
Kiedy minął farmę Akila, postanowił jednak do niego na chwile wstąpić. Zauważył też, że na podwórku nikogo nie ma, prócz kilku owiec i rożena za domem. ÂŚwiatło w domu wyraznie się paliło. Bezi powolnym krokiem wkroczył do domu i zobaczył rozpaczających na drewnianej podłodze ludzi.
Płacząca kobieta: Odejdz stąd, proszę !!
Bezi: Co tu się stało? Dlaczego płaczesz?
Płacząca kobieta: Jestem... żoną Akila.. mój mąż... nie żyje.
Bezi: Jak to??? Co się stało?
Płacząca kobieta: jakąś godzinę temu znaleziono go martwego koło ścieżki prowadzącej do lasu, zaraz koło kamiennych schodów. Nie moge teraz rozmawiać o tym, przepraszam.
Nagle do domu wkroczyło trzech strażników miejskich.
Strażnik: Widzieliśmy przed chwilą martwe ciało tego farmera. Jutro jeszcze będzie sekcja zwłok.
Nie wiadomo co było przyczyną zgonu, gdyż na ciele farmera nie widać żadnych oznak obrażeń. Ani jednej rany. Farmer też nie wyglądał na uduszonego.
Mowę strażnika przerywa dwóch ludzi, wchodzących właśnie do domu.
Pierwszy człowiek: Pablo! więc tu jesteś. Niestety, mamy złe wieści. Przedchwilą w rowie, na prawo od bramy miasta... Mam na myśli ten rów, w którym kiedyś płyneła fosa otaczająca miasto...
Pablo: No, co ?
Człowiek:  Strażnicy bramy znalezli zupełnie przypadkowo ciało... Thorbena !
Pablo: Masz pewnie na myśli naszego miejskiego stolarza...
Człowiek: Tak... Jego siostrzenica jest załamana. Kiedy tylko się o tym dowiedziała, poszła w ciemną noc. Wysłaliśmy oddział straży za nią, ale nie znalezli jej.
Pablo: Fajnie...
Nagle progi domu przekroczył sam Lord Andre. Jednak nie był sam. Wraz z nim przybył człowiek, któego bezimienny widział pierwszy raz w życiu. Człowiek ten miał długie, jasne włosy, nosił czarną szatę, a jego poważna i sztywna twarz... była prawie tak blada jak mąka.
Pablot: Panie, dobrze że jesteś! , znaleziono zwłoki Thorbena przed murami miejskimi !
Andre: Wiem, wiem.
po tych słowach nastała kilku sekundowa cisza. Nikt się nie odzywał, aż w końcu Bezi przemówił:
Bezi: Hm... może ja bym się zajął tą sprawą?
Andre: Daj spokój. Nie mamy nawet strzępka informacji o napastniku. Wiemy praktycznie zero. Nic, co mogło by skłonić nas do ingerencji w tej sprawie. Przyszedłem tu z moim nowym doradcą, ekhm. Juliuszu...( tak się nazywa ten dziwny facet )
Juliusz swoim poważnym, groznym głosem: No dobrze... możemy w takim razie pomyśleć nad tą jakże... interesującą sprawą - zwrócił głowę w stronę Beziego.
Juliusz: Może to właśnie ten pan... ma z tym coś wspólnego.
Po tych słowach w domu rozległ się szmer szepczących ludzi.
Pablo: Co? ty chyba nie wiesz kim jest ten " pan " Juliuszu.
Znów nastała cisza.
Juliusz: Czyżby? tak... a jak wyjasnisz tę sprawkę, że... naszego pana " wybawcy " nie było dzisiaj na...
Bezi podniosłym głosem: Odwal się odemnie, dobrze?
Juliusz: Oho. cóż za temperament... zupełnie jak. - nagle przerywa mu Andre.
Andre: My już będziemy uciekać. W mieście no... potrzebują mnie.
Po tych słowach Andre i Juliusz wyszli z chaty.
Kati(do beziego): Może ty też już idz, proszę.
Ostatecznie Kati pozwoliła bezimiennemu się przespać w chacie do rana.
Nastał świt. Była godzina pietnaście po szóstej. Zmęczony bezi wstał, po czym po cichutku wyszedł z gospodarstwa Akila. Pomyślał sobie teraz o wczorajszej wizycie obu panów.
* Ten Andre coś dziwnie wyglądał... jakby coś knuł... ciągle się jąkał, wymyslał swoje kwestie na poczekaniu... wogóle to przedstawienie z tym całym Juliuszem kimkolwiek ten pajac jest... doradca, też mi coś...  Właśnie, kim jest Juliusz? O co chodzi z tymi atakami? Czy Lord Andre ma z tym coś wspólnego ? * - to są pytania, które zadaje sobie w myślach bezi.

Koniec epizodu pierwszego.

Jestem w trakcie pisania drugiego.

Wiem że zrobiłem ogromną ilość błędów stylistycznych itp. Ale jakoś najbardziej chciałem położyć łapki :) na klimat... no i na długość. Mam nadzieje że dobrze się czyta. Wiem że zapewne będziecie się wkurzać z powodu tego, jak zaczynam dialogi... no ale tak wyszło. Nie musi to wcale się nazywać " opowiadanie ", może to byc jakiś Mix :D, np. opowiadanie z komedią antyczną, gdzie dialogi się zaczynają od imion :)


Proszę o pozytywne jak i nieuniknione negatywne :D komentarze...
 








           



Offline Aaron15

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 39
  • Reputacja: 0
  • Płeć: Mężczyzna
Odp: Przygody bezimiennego bohatera i " ÂŚwiątynia Herga "
« Odpowiedź #1 dnia: 22 Sierpień 2008, 18:25:39 »
Wiele błędów ortograficznych i wiele powtórzeń wymieniam kilka z nich
Cytuj
ujżeć
To słowo tu nie pasuje. Jak już coś to ujrzeć ale też nie pasuje. Powinno być Spojrzeć
Cytuj
Bezi wygrzebał
Cytuj
Zaraz potem
Cytuj
Bezi postanowił
takich powtórzeń jest bardzo wiele...
Cytuj
łodyk
Powinno być ÂŁodyg
Cytuj
wścipski
Cytuj
Powinno być wścibski
Takich błędów jest bardzo wiele... nie wiem po co było wstawiać te gwiazdki,tylko oszpeciły opowiadanie a poza tym mogłeś użyć cudzysłowiów. Ciągłe powtórzenia pseudosłowa "Bezi" psują opowiadanie a zamiast dialogów które tak niezbyt dobrze wykonałeś (przykład: "Bezi:") mogłeś wykonać to inaczej na przykład twoich dialogów i myśli bohatera:
*O,pamiętam że kiedyś było tu trzech strażników... *
A mogłeś zrobić tak:
-Pamiętam że kiedyś tutaj na straży stało trzech strażników- Pomyślał Bezimienny i poszedł dalej.
"Ty biedaku nawet złota nie masz"
A mogło być:
-Ty biedaku nawet złota nie masz-Powiedział strażnik,przeszukując ciało naszego bohatera.
Wiele jest takich błędów.

 
Pomysł : 7
Wykonanie : 1
Ocena Ogólna : 4/10
Lepiej na razie nie pisz opowiadań.
« Ostatnia zmiana: 23 Sierpień 2008, 10:12:36 wysłana przez Aaron15 »

Forum Tawerny Gothic

Odp: Przygody bezimiennego bohatera i " ÂŚwiątynia Herga "
« Odpowiedź #1 dnia: 22 Sierpień 2008, 18:25:39 »

Offline Patty

  • Weteran
  • ****
  • Wiadomości: 7406
  • Reputacja: 7093
  • Płeć: Mężczyzna
  • Wszechwiedzy nie mam, lecz wiem różne rzeczy
    • Karta postaci

Odp: Przygody bezimiennego bohatera i " Świątynia Herga "
« Odpowiedź #2 dnia: 22 Sierpień 2008, 18:33:32 »
Czy wy nie macie czego pisać? Tak trudno jest stworzyć własny, niepowtarzalny świat? Chwilowo chyba tego nie umiesz, więc ocenię, tak, jak jest.
Fabuła. Zerżnięte z Gothica, nawet się nie postarałeś. Oklepane, słabo, bardzo słabo.
Teraz stylistyka. I kolejna zła rzecz. Używanie skrótów w opisach, np.
Cytuj
tkzw
Nie mówię już o tym, że jest źle, to tego w ogóle nie powinno być. Znowu słabo.
Co do błędów stylistycznych. Nie pisz imienia osoby, która wypowiada daną kwestię, po prostu zwykły myślnik. Chcesz mieć wyjątkowe opowiadanie, bo tak masz? Błąd. I jeszcze gwiazdki w wypowiedzi. Bez komentarza.
Skróty. Piszesz jakieś "Bezi". Tego też nie powinno być. Wywal, zastąp czymś innym.
A teraz plusy. Mało, ale jednak. Nie ma zbyt wiele błędów ortograficznych. I bardzo dobrze. Chociaż tutaj się postarałeś.
I długość. Praca jest znośna, ale zbyt mocno rozbiłeś na rozdziały. Ale jest długa, więc z za to też plus.
A teraz ocena. Nie wiem, która to twoja praca, ale masz takie 4. Ale w skali na 10. No trochę słabo.
« Ostatnia zmiana: 22 Sierpień 2008, 18:34:04 wysłana przez Nifrenithil »

Offline Ptaszeczek

  • Kret
  • *
  • Wiadomości: 10
  • Reputacja: 0
Odp: Przygody bezimiennego bohatera i " ÂŚwiątynia Herga "
« Odpowiedź #3 dnia: 18 Wrzesień 2008, 12:33:12 »
          Tak więc nadszedł czas na publikację zapewne długo oczekiwanego epizodu drugiego  :-\ ;)


      --- W ostatnim Epizodzie...


       ...
- Ciągle tu jesteś ? dobra, teraz dokończę tą sprawę do końca - strażnik powalił Beziego dwoma uderzeniami krótkiego miecza straży...,  - jestem słaby - myśli bezi..., - musiałem walnąć aż 10 razy w tego ścierwojada żeby go zabić... , - To naprawdę ty? - powiedział do Beziego stojący obok kuzni Bennet..., pojawiają się złowrogie szepty... nikt nie wie co się dzieje... , - WYNOÂŚ SIÊ Z MOJEGO DOMU !!! - wrzasnął Onar, po czym złapał Beziego za pancerz i... , bohater spostrzegł dziwnie zachowujące się drzewa wokół strarej kaplicy za farmą... ,  po kilku dniach zdaje się, że sytuacja się uspokoiła, aż do momentu...,
- Przysięgam na własną matkę, nie mam nic wspólnego z tym listem !! - powiedział przerazliwym głosem farmer..., - Panie, dobrze że jesteś, mamy złe wieści. Po za murami miasta, tam gdzie płynęła kiedyś fosa otaczająca miasto, znaleziono ciało Thorbena! - wykrzyczał Pablo do Andre..., bohater poznaje nowego człowieka, któregonigdy wcześniej nie widział..., - Juliuszu, ty chyba nie wiesz kim jest ten " wybawca " - powiedział Pablo.
CIACH! ...

        " Przygody bezimiennego bohatera i " ÂŚwiątynia Herga "
 

EPIZOD II

Rodział IV- " Napis na ścianie "


Minęły dwa dni od wizyty beziego w domu Akilla. Bezi aktualnie przebywa na farmie Onara. Niestety, nie ma już wstępu do budynku, w którym przesiaduje Onar i najemnicy, więc musi spać w stodole razem z farmerami. W ciągu tych dwóch dni odpoczywał, nic nie robiąc, tylko spał i jadł. Wieść o atakach nie doszła na farmę Onara. Zresztą tam takie rzeczy nikogo nie obchodzą. Nastał kolejny, trzeci dzień. Jest godzina 8.15. Bezi wstaje ze swojego niezbyt wygodnego łóżka w stodole i wychodzi się przejść po placu farmy. Postanawia póść do handlarza i kupić zaopatrzenie.
- Witam - powiedział bezi do handlarki Keni
- Czego chcesz ? - odpowiedziała Kenia.
- Chcę coś kupić.
Kiedy bezi zrobił zapasy to postanowił pójść na farmę Bengara. Chciał zobaczyć czy wszystko tam w porządku, tym bardziej że jeszcze tam nie był. Po drodze rozprawił się z łatwością z kilkoma potworami takimi jak ścierwojady itp. Kiedy doszedł, szybko zauważył, że farma Bengara jest pusta. Przynajmniej tak było na zwnątrz.
" Hm... a gdzie ci wszyscy robotnicy, co zawsze tu pracowali... "
Bezi wszedł po cichu do chaty i co się okazało, że nikogo w środku ani na zewnątrz nie ma.
Bengar !! - krzyknał bezi, - Malak !!
" hm... gdzie oni się podziali... "
Po krótkim namyśle bezi postanawia pochodzić po płaskowyżu, przedewszystkim w celu znalezienia jakieś osoby, która mogła by coś wiedzieć. No i pochodził sobie trochę , pozabijał trochę potworów, najwięcej topielców. Ale nikogo nie znalazł. Zabijając ścierwojada zobaczył przed sobą bramę przełęczy. Podszedł do niej, zakradł się, spróbował otworzyc po cichu drzwi ale nie mógł. Były prawdopodobnie zakluczone. Bezi się wkurzył i celnym kopem wywarzył drzwi, które się roztrzaskały na kilka desek.
" Ale te drzwi są stare... może to są nawet te same, przez które mnie jeszcze prowadzono do koloni... "
Bezi przeszedł przez otwartą wnękę i szybko się zorientował, że nikogo na przełęczy, najzwyczajniej w świecie nie ma, prócz kilku przewróconych wozów, wyschniętych konarów drzew i szkieletów. Ale beziego jak zwykle zwyciężyła ciekawość i postanowił pójść zobaczyć Górniczą Dolinę. Po wyczerpującej wycieczce wzdłuż starego jaru, w końcu dotarł na plac wymian. Odziwo, jak na tyle lat, był w dobrej kondycji. To wielkie urządzenie, służące dawno temu do spuszczania ładunków ze świata zewnętrznego ciągle stało. Tylko łańcuchy i części metalowe były totalnie skorodowane i zardzewiałe. Jezioro, do którego lądowali skazańcy ciągle istnieje, lecz teraz to już wygląda jak zarośnięte bagno niż jezioro. Bezi zaczął sobie wszystko przypominać i to tak bardzo, że zapomniał, co się dzieje na świecie. Poszedł wzdłuż ściezki. Zobaczył skorodowaną bramę pierwszej kopalni rudy w Górniczej Dolinie. Podszedł do niej, dotknął jej i nagle usłyszał jakiś szmer. Szybko się odwrócił i wyszedł ze skalnej wnęki, po czym usłyszał szept: krew... . Był to ten sam głos co tamtej nocy na majątku ziemskim. Bezi zerwał się i dosłownie sprintem ruszył w stronę przełęczy. Na nic nie patrzył, tylko przeskakiwał przez przeszkody pod nogami. Biegł tak szybko jak mógł, a przez to, że nosił pancerz, sprawiało mu to pewne trudności. Po dotarciu do jaru dostał kolki i oparł się o skały w celu odpoczynku. Usłyszał kolejne szepty, tym razem wyrazniejsze i głośniejsze, oraz towarzyszący nim cichy szum: krew... Czuję KREW! . Beziego ze strachu oganęły potworne dreszcze i drgawki. Zerwał się i ruszył biegiem w stronę wyjścia z przełęczy. Przedrał się  przez drewniany otwór na wykopane wcześniej drzwi. Spostrzegł człowieka, stojącego na przeciw wyjścia z przełęczy. Wcześniej go tam nie było. Człowiek ten miał bladą twarz, bez włosów, a na twarzy kilka tatuaży. Był ubrany w... lekką przepaskę nowicjusza z byłego bractwa śniącego! Beziego na ten widok ogarnął szok. Wpadł w jakąś traumę, myslał że to się nie dzieje na prawdę. Bezi wyciągnął miecz i postarał się obejść tajemniczego człowieka szerokim łukiem. Kiedy znalazł się już za nim, zauważył że człowieka już nie ma. Poprostu na chwile się obrócił i człowiek ni stąd, nizowąd zniknął. Bezi poszedł szybkim krokiem w kierunku farmy Onara. Po drodze minął farmę Bengara i dalej nikogo na niej nie było. Ale gwoli ścisłości postanowił ją jednak jeszcze raz odwiedzić. Wszedł do ponurej, nieoświetlonej chaty, bo kto miał dolewać oliwę do lamp. Dom wyglądał jakoś gorzej niż poprzednio... jakoś mroczniej i ciemniej. Spojżał się na wygasły kominek, i...przeżył kolejny psychiczny szok... zauważył na ścianie napis... napis był wykonany wyraznie z zaschniętej krwi:

                          ON NADCHODZI

Po jednym spojżeniu na napis nie miał zamiaru więcej razy na niego patrzeć i wybiegł pędem z domu. Nawet nie myśląc o nim, poszedł prosto do miasta. Po długiej podróży w końcu dotrał przed mury i bramy Khorinis. Stanowczym krokiem starał się przejść przez bramę ale został zatrzymany przez straże:
- Aach !to ty,pamiętam ciebie, nic z tego, nie wejdziesz do miasta - powiedział kpiącym tonem strażnik bramy.
- nie wejdę? naprawde? co ty nie powiesz? - odpowiedział bezi - zaraz się przekonasz, że wejdę.
Bezi wyciągnął swój " dwuęczny miecz paladyna " który znalazł po drodze do miasta i przygrzmocił dwóm strażnikom. Pokonał ich bez problemu. nie przeszukując ich wszedł do miasta. Zauważył kilku ludzi na targowisku, w przeważającej ilości kobiety. Rozpoznał też kilku starych kupców. Ale celem beziego są nie stragany, lecz... Lord Andre. Kiedy wszedł po kamiennych schodach na dziedziniec koszar, został zatrzymany przez jakiegoś strażnika:
- A ty czego tu szukasz włóczęgo? kto cie wpuścił do miasta? Andre !! - powiedział strażnik - Andre, zobacz kto tu przyszedł.
- przecież to ten sk***el, nasz wybawca... zaraz ci pokażę durniu - powiedział drugi strażnik.
- mogę dostac się do Lorda Andre czy nie? - zapytał bezi.
Nagle Lord Andre wyszedł z budynku koszar i podszedł do beziego.
- Czego chcesz !!!? - warknął Andre.
- Paru pytań, nic więcej - odpowiedział bezi.
- Czyżby? przepraszam, ale musze pracować - powiedział Andre - no to na razie.
- Zaczekaj ! - krzynkął bezi.
Bezi pobiegł za Andre, ale zatrzymali go strażnicy a następnie wypchnęli go za dziedziniec koszar.
- Jeszcze tu wrócę!! - krzyknął bezi, zwracając głowę w stronę koszar.
Bezi poszedł w stronę ulicy kupców, natknął się na ... Abuyna, tak to był ten sam Abuyn co kiedyś.
- Ah, to ty poszukiwaczu wiedzy. Wybacz mi swoją niesforność, ale ja zawsze pamiętam tych, którym kiedyś wróżyłem przyszłość.
- Słuchaj, potrzebuję informacji. Mógłbyś mi powróżyć? - powiedział bezi.
- Dobrze, ale zrobię to za... drobną opłatą w złocie... tak jak kiedyś, pamiętasz? nie, nie, bez obaw... nie będzie tak drogo..., pomyślmy, no dobra, mogę ci powróżyć za nędzne 400 złotych monet - odpowiedział Abuyn - czyż to nie skromna propozycja, poszukiwaczu wiedzy?
- Dobra, masz te swoje 400 złotych monet, a teraz powiedz mi co tam widzisz.
- Dobrze, wejdę teraz w trans. Czy jesteś gotowy?
- Tak!
Abuyn wszedł w trans i nagle... rozległ się wielki hałas. Wróżbita zaczął się trząść i dziwnie świecić, jakby ktoś na niego rzucał jakiś urok. Toważyszył temu głośny szum i dzwięk uderzającego pioruna. Po dwóch sekundach Abuyn wyszedł z transu, a następnie powiedział do beziego dygoczącym, bardzo niespokojnym głosem:
- dg...gd... yhm... Aaaaa!!! - wzasnął niemal na cały plac wisielców, że aż wszyscy obejżeli się na niego ze zdziwieniem, jakby mieli go za idiotę.
- Przestań krzyczeć ! - wrzasnął jakiś pijak trzymający w ręku butelkę Dżinu.
Po chwili Abuyn się uciszył i spojżał przerazliwym, przeżerającym wręcz wzrokiem na Beziego.
Nie trwało to długo, gdyz chwilę potem wróżbita upadł na ziemię wyglądając, jakby stracił przytomność. Nagle odziwo tłumy ludzi a to z targowiska, a to z placu wisielców przybiegły na miejsce incydentu, dopytując co się stało leżącemu.
- Odsunąć się! - powiedział głośno Mag ognia, który próbował przecisnąć się przez ludzi do Abuyna.
- Hm... dziwne... bardzo dziwne... - rzekł z zaniepokojeniem mag ognia - Sprowadzcie tu natychmiast Pyrokara! NATYCHMIAST!
po tych słowach rozległ się głośny szumludzi. Jedni obojętnie odchodzili i powracali do picia w gospodach, a drudzy zostawali, nie wiedząc jak pomóc i co się dzieje.
Nagle grupka strażników miejskich przedarła się przez ludzi. Podeszli do maga i zaczęli się wypytywać co się stało.
Bezi jako jeden z tłumu, wszystko widział i słyszał.
- SPROWADZCIE PYROKARA DO JASNEJ CHOLERY !!! - krzyknął mag.
- Ale co się dzieje magu? spokojnie - powiedział jeden ze strażników.
- Nie zrozumiesz głupcze. Nie ty - powiedział mag.
- Może ktoś pójdzie po Pyrokara? - krzyknął lekko ze zdenerwowaniem strażnik.
- Może ja? - powiedział Bezi.
- No to szybko ! wiem, że już się ciemno robi ale to chyba ważne... ehh.. na pewno - powiedział strażnik.
Bezi wolnym ale pewnym krokiem poszedł wzdłuż drogi w stronę bramy. Cały tłum ludzi na niego patrzył z lekkim niedowierzeniem, że chce mu się to robić.


                Rozdział V - " Klasztor "


 I tak oto bezimienny bohater dostał zaszczytne zadanie, polegające na sprowadzeniu Pyrokara do miasta. Jednak to zadanie wcale go nie satysfakcjonowało, wręcz przeciwnie. Głównie zależało mu na szybkim wyjaśnieniu tej tajemniczej sprawy z Abuynem. Powoli nadchodziła noc, robiło się ciemno. Bezi szybkim, niepewnym krokiem, niezbaczając z głównej ścięzki, szedł w kierunku klasztoru. Kiedy doszedł do gospody o nazwie " Martwa Harpia " zatrzymał się i postanowił wejść na moment do środka. Zauważył, że w środku było z dziesięciu może farmerów i jeden oberżysta, jak zawsze stojący za barem. Nie był to jednak Orlan, którego spodziewał się Bezi.
- Witam - powiedział bezi.
- Ah... witam cię, nieznajomy wędrowcze - odpowiedział Karczmarz.
- Kiedyś tu pracował Orlan, czyz nie? - powiedział bezi.
- Tak, nazywam się Karlon i jestem starszym synem Orlana, mój ojciec ciągle tu pracuje, lecz już jest stary i coraz rzadziej tu zagląda... teraz akurat przesiaduje w Khorinis.
- Masz może coś na sprzedarz? - powiedział bezi.
- Tak, jasne, mam kilka towarów, ale oczywiście tylko za drobną opłatą - jęknął Karlon.
Bezi poprosił Karlona o pokazanie towarów, po czym uzupełnił zapasy i postanowił ruszać dalej.
- Aha, jeszcze jedno, słyszałeś może jakieś plotki z miasta ? - powiedział Karlon.
- Hm... taak... - bezi niepewnym głosem, wyglądając, jakby najwyrazniej chciał coś ukryć - a po co chcesz wiedzieć co się dzieje w mieście ?
- Bo ostatnio doszły mnie dziwne wieści. Wiesz, tutaj farmerzy przychodzą, piją i karczmarz wie zawsze wszystko - powiedział Karlon - usłyszałem nie dalej niż wczoraj jakieś dziwne rzeczy.
- Zamieniam się w słuch... - odpowiedział znudzonym tonem bezi.
- No więc tak, wczoraj, albo przedwczoraj, koło gospody przechodziła jakaś, czy ja wiem, może pięcio czy sześcio osobowa grupka ludzi. Wyglądali jak zwykli bandyci, chodzi mi o pancerze, jakie nosili. No i gdy przechodzili obok wejścia, usłyszałem przypadkowo stojąc tu, za ladą, że... no dobra, zacytuję ci ich słowa bo nie wiem jak to wytłumaczyć : " Wyczuwam to...", potem ten drugi :"co do h*** wyczuwasz?" , nastepnie: " Wiesz, że Dymitr... " - dalej nie usłyszałem, a teraz własnie to najlepsze: - " o Beliarze, ta gospoda to kompletna kicha, żal mi tego co tam stoi za ladą " - coś strasznego!! wyobrażasz sobie, jak się poczułem, kiedy to usłyszałem !!! - zajęknął z krzykiem Karlon.
- Doprawdy? - powiedział rozgoryczony bezi - spodziewałem się jednak większej powagi z twojej strony...
Bezi wyszedł z karczmy i skierował się prosto do siedziby magów ognia.
Było już kompletnie ciemno, no ale bezi jakoś w końcu dotarł do klasztoru. Klasztor był pięknie oświetlony ognistymi pochodniami. Widok ten zrobił niemałe wrażenie na bezim, który powoli szedł kamiennym mostem, łączącym ziemię z wyspą, na której leżał klasztor. W końcu doszedł do wejścia. Jednak nikt przed nim nie stał, a bezi spodziewał się kogoś w rodzaju odzwiernego. Co więcej, okazało się, że drzwi są zamknięte.
- Proszę mi otworzyc, mam ważne informacje dla mistrza Pyrokara !! - krzyczy bezi.
Nagle do drzwi podchodzi jakiś Nowicjusz i mówi:
- A jakie informacje, i kim pan jest jeśli można wiedzieć?
- Te informacje są zarezerwowane tylko i wyłącznie dla Pyrokara - odpowiedział stanowczym tonem bezi.
- No dobra, rozumiem, ale muszę mieć zgodę od jakiegoś mistrza na wpuszczenie pana - powiedział Nowicjusz.
- Dobra, tylko nie za długo - odpowiedział bezi.
Po chwili do drzwi podszedł jakiś Mag i spytał:
- Proszę wyrzucić przed drzwi cały oręż i jeżeli pan posiada, magię.
- Słucham ? czy to jakaś kpina czy co ? - powiedział rozgoryczonym głosem bezi.
- Spokojnie, to tylko kodeks norm bezpieczeństwa w klasztorze - odpowiedział mag.
- No dobra... ehhh.. - bezi wyrzucił oręż, a następnie mag ognia otworzył mu wrota klasztoru.
Przeszedłszy przez nie, bezi znów miał okazję zobaczyc klasztor. Spotkał w środku wielu magów ognia i nowicjuszy. A mag, który go wpuścił, to nikt inny jak Parlan, którego bohater doskonale pamięta. Bezi przed wejściem do kaplicy został zatrzymany przez jakiegoś maga:
- Słuchaj no, jestes teraz w świętym miejscu... konkretniej znajdujesz się teraz w centrum wiary Innosa na wyspie Khorinis. Dlatego zachowuj się, nie ważne jak, ale się zachowuj... czy dobrze się zrozumieliśmy? - powiedział szyderczym tonem mag ognia.
- Eh... a czy ja wyglądam na jakiegoś bezdomnego włuczęgę? - zapytał bezi.
- Jasne, dlatego ci to mówię - odpowiedział mag.
Po tej rozmowie bezi natychmiast udał się do kaplicy. Zobaczył w niej kilku modlących się nowicjuszy i główną, trójosobową arcykapłańską obsadę.
- To ty Ulthar ? - bezi spytał maga siedzącego po prawej stronie od Pyrokara.
- Słucham ? jak śmiesz się do mnie w ten sposób odzywać!! Bracie Parlanie, proszę wywalić tego osobnika natychmiastowo z klasztoru!
- Eee.. zamknij się, mamy teraz inne problemy, właśnie po to tu jestem - odpowiedział bezi.
- Oczywiście, tak jak to robimy ze wszystkimi posłańcami, jak najbardziej wysłuchamy twoich wiadomości - odpowiedział Pyrokar.
- Ale... - jęknął Ulthar - Spokój Ultharze - przerwał srogim tonem Pyrokar.
- Tak więc pewien mag ognia z Khorinis, nie znam jego imienia, kazał cię przysłać do miasta. Chodzi tu o to, że wróżbita o imieniu Abuyn... - przerwał mu nagle Pyrokar - Nieeee... tylko nie to... słuchaj, ten człowiek tapla się w magii wróżbiarskiej, to znaczy że przepowiadając komuś przyszłość otwiera wrota czasu... taka magia jest bardzo delikatna i bardzo często występują najróżniejsze komplikacje... Pewnie coś poszło nie tak i Abuyn padł, mam rację ? Jeżeli tak, to przykro mi, ale doskonale znam magię zaglądania w przyszłość u danej osoby i musze powiedzieć, że taki wróżbita działa tylko i wyłacznie na własne ryzyko. Koniec mojej opowieści na ten temat.
- Słuchaj, ten Mag... - powiedział bezi
- Nie nie będe nic słuchac, powiedziałem juz swoje!! - odpowiedział Pyrokar
- Ale wysłuchaj mnie do końca - przerwał mu Pyrokar - chłopcze, ty mnie nie wyprowadzaj z równowagi bo będe musiał cię stąd wyprosić !!
- Ależ bracie - powiedział siedzący po lewej stronie od Pyrokara Serpentes - wysłuchajmy go.
- Ehh... dobra, mów - powiedział Pyrokar
- No więc, mag z miasta wydawał się bardzo zaniepokojony sytuacją z Abuynem... sam pomyśl, gdyby to nie było nic strasznego to nie kazał by tu z pewnością przysłać kogoś takiego jak ty, najpotężniejszego maga Ognia! - powiedział bezi
- No dobra, może i masz rację. Rzeczywiście, może i odwiedzę miasto... - powiedział Pyrokar
- Może ? ten mag ciągle na ciebie czeka... - powiedział bezi.
- Co? mam się stąd ruszać w samym środku nocy ? - odpowiedział Pyrokar
- Mam chyba kilka pochodni - powiedział Bezi.
- Dobra, ruszajmy - Pyrokar wstał z tronu i poszedł razem z bezim do wyjścia z klasztoru. Przekraczając wyjście, śmiałkowie skierowali się do miasta. Kiedy przechodzili obok Martwej Harpii, bezi zauważył coś dziwnego.
- Zaczekaj - powiedział stanowczym tonem do Pyrokara
Pyrokar skierował pochodnię na twarz beziego i powiedział - o co chodzi ?
- Czy przypadkiem ta gospoda nie jest... pusta ? - powiedział bezi - muszę coś sprawdzić, mógłbys tu zostać?
- Ehh... poczekam na tej ławce - powiedział pyrokar, wskazując na ławkę znajdującą się z drugiej strony głównego wejścia do gospody.




Koniec epizodu 2.
Ciąg dalszy nastąpi.


« Ostatnia zmiana: 18 Wrzesień 2008, 13:07:02 wysłana przez Ptaszeczek »

Forum Tawerny Gothic

Odp: Przygody bezimiennego bohatera i " ÂŚwiątynia Herga "
« Odpowiedź #3 dnia: 18 Wrzesień 2008, 12:33:12 »

 

Sitemap 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 
top
anything